poniedziałek, 1 sierpnia 2016

2. Cokolwiek, kiedykolwiek...

Zatrzymałam się. Miałam iść dalej, ale się zatrzymałam. Wszystko do mnie wróciło. Miałam ochotę zwrócić to wszystko ,co do mnie wróciło:nasze nocne gadanie, unikanie się, kłótnie i pocałunek. 
Odwróciłam się ostrożnie, a chłopak już był na wyciągnięcie ręki. - Co ty tu robisz ? - zapytał, a ja musiałam wymyśleć jakieś dobre kłamstwo.
- Ja...ja...tylko jestem na wakcje tutaj. - oczywiście nie obyło się bez jąkania.
- Aha...na wakacje ? Tzn. że masz jutro czas. - oznajmił.
- Czas, czas na co ? - zapytałam, chyba wiedząc co ma na myśli ,ale do końca tego nie chcieć słyszeć.
- Czas na spotkanie się ze mną. - sprostował. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, co by temu zaprzeczyło, pogłaskał dłonią mój policzek, a po chwili wbił się w moje usta z namiętnością. Nie chciałam ,ale oddałam pocałunek. To było silniejsze ode mnie.
Odepchnęłam go od siebie. To mogło zajść za daleko. 
- Więc jak będzie ? - zapytał.
- Niech Ci będzie, ale to ostatni raz kiedy się spotkamy. Później zapomnimy ,że cokolwiek między nami miało kiedykolwiek miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz