poniedziałek, 1 sierpnia 2016

4. Koniec cz. II

Byliśmy w środku Londynu, dokąd zresztą udaliśmy się pociągiem. Chodziliśmy ulicami i ogólnie poruszaliśmy się metrem, w czym byłam słaba, więc polegałam głównie na nim. Rzadko się zdarza bym komuś na tyle ufała...
Praktycznie cały czas sobie docinaliśmy i to było śmieszne. Może jednak mamy coś ze sobą wspólnego...
Gdy zaczęło padać, co jest w Anglii dosyć częstym zjawiskiem, poszliśmy do starbucksa.
Usiedliśmy ze swoimi kawami przy oknie, skąd był idealny widok na centrum Londynu. Gdyby nie on ,chyba kochałbym to miejsce.
- Na ile zostajesz ? - zapytał. Odwróciłam głowę w jego stronę. Nie mogę mu przecież powiedzieć ,że nie wracam, zostaję.
- Za parę dni. - odpowiedziałam wymijająco.
- Za parę dni to znaczy...? - dopytywał się. Jak tak dalej pójdzie to powiem mu całą prawdę jak na spowiedzi.
- Za parę dni znaczy za 5....tak za 5 dni. - sprostowałam kłamstwem.
- Ahh... - westchnął i widocznie nie był za szczęśliwy.
- A czy w ciągu tych pięciu dni spotkasz się ze mną jeżeli dzisiaj będzie fajnie ? - zapytał.
- Dominik... - westchnęłam. Przecież chciałam dzisiaj doprowadzić do końca naszej chorej znajomości.
- Obiecaj.... Po prostu obiecaj. - oznajmił, lecz w jego oczach było widać błaganie.
- Niech Ci będzie, obiecuję. - powiedziałam po paru sekundach milczenia.
Czasami w ogóle go nie rozumiem. Przecież powinnam być mu obojętna. A on ma tyle koleżaneczek dużo chętniejszych ode mnie do spotkań, że powinien się z nimi umawiać, a nie ze mną.
Spędziliśmy, jeszcze z 3 godziny ze sobą, a później mnie odprowadził do domu.
Zatrzymaliśmy się przed wejściem.
- Więc jak Ci się podobało ? - zapytał.
- Podobało. - odpowiedziałam wymijająco. Czułam ,że chciał mnie pocałować po tym jak się pochylił w moją stronę. Odsunęłam go od siebie gdy nasze usta dzieliły już tylko milimetry.
- Co jest ? - zapytał zdezorientowany.
- Nie chcę tego, Dominik, zrozum to. - powiedziałam na jednym wydechu.
- Dobranoc, dziękuję za świetny dzień i za to ,że mnie odprowadziłeś.
- To kiedy się widzimy, następnym razem ? - zapytał.
- Jak to ? Nie rozumiem, przecież dałam Ci kosza. - zdezorientowana spojrzałam na niego.
- To prawda dałaś mi kosza, ale także obiecałaś, że jeżeli dzisiejszy dzień będzie udany, to spotkasz się ze mną jeszcze w ciągu tych 5 dni, a ja jestem pewien ,że zdążę Cię w sobie rozkochać. W końcu nie jesteś taka twarda jak Ci się wydaje. Nosisz się na czarno by ludzie dali Ci spokój i się ciebie bali, lecz na prawdę jesteś w środku aniołkiem ,który nieco się pogubił. - prychnęłam, aniołkiem ? Co w jego ustach oznacza albo aniołkiem z Victorii Secret albo aniołkiem Charliego. Nie wierzyłam w żadne z jego słów , choć możliwe ,że miał rację. 
- Piątek 16:00, a później dajesz mi spokój. - oznajmiłam, otwierając drzwi, a następnie wchodząc do środka. Jeszcze ich nie zamknęłam.
- Jak sobie życzysz SKARBIE. - powiedział, a ostatnie tak, aby osoby przebywające w domu także usłyszały. 
- Patrycja...? - usłyszałam głos dochodzący z kuchni. Cholera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz